czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 4

"Możesz już mnie puścić", "Już wszystko w porządku", "To była tylko chwila słabości, Diego, dam sobie radę sama". Jakiekolwiek zdanie chciałam wypowiedzieć, aby wydostać się z objęć mojego pocieszyciela, nie potrafiłam. Być może nawet nie próbowałam, bo po prostu nie chciałam aby to nastąpiło. Aby chwila w której musiałabym wrócić do szarej rzeczywistości nadeszła. Cholera, jednak nadeszła.
Diego delikatnie odsunął się od mnie i spojrzał w moje oczy. Wymusiłam się jedynie na uśmiech. Wyobrażam sobie jak mogłam wtedy okropnie wyglądać. Rozlany tusz po całych powiekach, Boże.
- Wszystko dobrze. - usłyszałam podczas gdy próbowałam w jakiś sposób zakryć resztki pozostałe na mojej twarzy po makijażu.
- Tak. - odpowiedziałam przytakując i dodając mojemu uśmiechowi delikatnych dołeczków. Diego w odpowiedzi szturchnął mnie w ramię.
- To nie było pytanie, Maria. - wywróciłam delikatnie oczami i zaśmiałam się lekko chrząkając po przez zatkany od płaczu, nos. W tamtej chwili Diego już w dużym stopniu oddalił się od mnie i chwytając klamke nie odwracając się krzyknął jeszcze na pożegnanie. - Nie miałem też na myśli makijażu, z którym szczerze nie jest dobrze. - udałam strzelenie wielkiego focha, ale szczerze w żaden sposób mnie to nie uraziło, nawet chyba nie chciał mnie urazić, coś było w nim unikalnego.
- Poczekaj! - krzyknęłam. Serce zaczęło bić mi zdecydowanie głośniej gdy zamiast zatrzymania się, podszedł ponownie do mnie z miną "wiedziałem, że to powiesz". Gdy już stał przed mną na tyle blisko, że gdyby tylko chciał mógłby z łatwością zetknąć swoje usta z moimi wargami westchnęłam. - Clara. - po czym z całej siły uderzyłam go w ramię chcąc oddać mu jego delikatne szturchnięcie. Diego ujął swoją rękę zaciskając delikatnie wargi. Parsknęłam chcąc wydukać jakieś przeprosiny, ale jednak nie. Ma za ten mój makijaż.
Gdy zostawiałam go w łazience z rozsypaną godnością po uderzeniu od dziewczyny chlapnął coś jeszcze o tym, żebym zajrzała do lusterka, bo jak wyjdę z toalety a ludzie mnie zobaczą to jeszcze lekcje odwołają, a on musi poprawić kilka kartkówek. Obrażał mnie, a ja nie potrafiłam przestać nabijać się z jego uwag. Nie rozumiałam tego dlaczego w sumie nagle zaczął się tak do mnie odnosić, objął nową taktykę czy coś? Jaką taktykę, jaką taktykę. Zaraz, zaraz...
- Co?! - powiedziałam  głośno sama do siebie.
Dawno tak szybko nie szłam, prawie biegłam w stronę pomieszczenia w którym zostawiłam go samego. Chwyciłam klamkę od drzwi toalety w sposób delikatny chcąc się upewnić czy na pewno jest tam jeszcze. Zgadza się, ani drgnął. Wstąpiłam do środka i stanęłam na przeciwko. - Co Ty tu...
- Co ja tu robię? Hah, wiedziałem, że w końcu zdasz sobie sprawę, że tu jestem. - parsknął. - A nie, że jesteś w jakimś siódmym niebie. - dodał po czym podszedł do okna, opierając się szarmancko o grzejnik.
- Odpowiesz? - spytałam podchodząc na tyle blisko niego aby wyczuć zapach jego perfum.
- Będę się tu uczył, rodzice zadecydowali, że to całkiem dobra szkoła. - oznajmił odwracając się w moją stronę. Nic tutaj nie pasowało, widzę go tu pierwszy raz a jest środek semestru.
- Jak długo jesteś w Argentynie, Diego?
- Sporo czasu, z rok, dwa lata może, a co?
- To dziwne, że dopiero teraz zachciałeś chodzić do szkoły. Śledzisz mnie? - w końcu musiałam o to spytać. W odpowiedzi usłyszałam tylko lekceważące parsknięcie. Nie to, że się jakoś wystraszyłam, ale to dość dziwne, że nagle się znalazł w mojej szkole.
- Nie śledzę Cię, a Ty? - podszedł do mnie po raz kolejny bliżej. Oparł dłoń na moim ramieniu.
- Co ja? - tylko to mogłam wydobyć z swoich ust, każdy mój oddech mógł zdradzić moje prawdziwe odczucia co do tego epizodu. /
- Nie cieszysz się, że tu jestem i będę?
Złapał mnie, wewnątrz siebie nie mogłam przestać wykonywać skoków radości.

   Mijały dni, tygodnie, miesiące a ja i Diego zbliżyliśmy się do siebie, wyjątkowo blisko. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, tak byliśmy. Pewnego dnia przyszedł do mnie, jak miał to zawsze w zwyczaju odkąd zaczeliśmy się ze sobą zadawać, kazał mi siąść i oznajmił, że zakochał się we mnie odkąd mnie zobaczył. Co zrobiłam? Palnęłam go jedynie w głowę po czym... namiętnie pocałowałam. Tak, czekałam na zetknięcie naszych ust tak samo jak on, od dnia kiedy grał na tej swojej gitarce.
  Cóż, nas związek został zaakceptowany przez rodziców, znajomych, czasami nawet Agus z wielką chęcią grał w nogę z Diego na naszym podwórku. Wydawało się, że nasz związek to definicja miłości. Każdy tak uważał, ja również. Troszczył się o mnie, za każdym razem pytał jak się czuje, chciał po prostu to wiedzieć. To sprawiało, że zakochałam się w nim po uszy. Nie potrafiłam sobie poradzić z emocjami i gdy tylko go widziałam rzucałam się na niego i czekałam aż z wielką chęcią złoży pocałunek na moich wargach. Kochałam go, niewątpliwie.
   Jest sobota wieczór, mama z tatą i z chłopakami pojechali na kajaki. Bardzo chcieli abym uczestniczyła z nimi w tym wyjeździe, ja również tego chciałam, lecz sama myśl na to, że będę miała dom cały dla siebie, była o wiele, wiele atrakcyjniejsza niż jezioro z rodzinką. Cóż, powiedzmy, że cały dla siebie. Zaprosiłam Diego. Lekko się stresuje bo od ostatnich miesięcy czuje, że Diego naciska na nasz bliższy kontakt, w sumie jesteśmy ze sobą dość długo. Kocham go, więc dlaczego nie powinniśmy właśnie dziś spędzić naszego wspólnego, pierwszego razu? Na samą myśl przechodzą mnie przyjemne dreszcze. Poszłam wziąć prysznic, chłodny, długi, upragniony prysznic. Sprawdziłam kątem oka czy nie ma żadnego powiadomienia na telefonie od Diego. Po za tym mama miała zadzwonić, kiedy dojadą nad jezioro, lecz nie zadzwoniła. Cieszę się, że tam pojechali. Mama ostatniego czasu była zdołowana, aż w końcu tata dostał parę dni wolnego i okazał jej wiele miłości. Pewnie wziął przykład od mnie i  mojego ukochanego.
Chwile zastanowiłam się co by zrobić przed przyjściem Diego. Posprzątałam w pokoju, wzięłam prysznic, ubrałam się jego ulubioną koktajlową sukienkę, delikatnie upięłam włosy, zamówiłam pizze, zapaliłam nasze ulubione, cynamonowe świeczki i usiadłam w tym samym miejscu kiedy, wyznał mi miłość. Wygląda na to, że wszystko jest gotowe. Nagle słyszę kroki po schodach. Diego ma klucze a więc to na pewno on. Spojrzałam ukrytkiem w lusterko, wyglądam bardzo dobrze. Klamka od drzwi zostaje poruszona i w progu staje, on. Serce bije mi szybciej na jego widok, kiedy zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak. Diego ma potarganą koszulkę, jego klatka piersiowa unosi się gwałtownie w górę i w dół. Pot leje się po jego szyi oraz muskularnych plecach. Od razu podchodzę do niego. Z jego twarzy zszedł cały blask, ma przerażone oczy a na mój widok stały się one jeszcze bardziej.
- Diego? - mój głos drży, nie mogłam nad nim zapanować. Nie słyszę nic w odpowiedzi, on tylko stoi i wpatruje się we mnie. Łza spływa mu po policzku. - Kochanie, co się dzieje? - wciąż nic. - Cholera, odpowiedz mi! - Moja determinacja i złość uległa upustowi i w końcu wybuchłam. Diego poruszył się i stanął nerwowo naprzeciwko mojego łóżka.
- Usiądź, proszę! - Słysząc jego głos nabieram strachu, ale nie stawiam oporu, siadam po raz kolejny w tym samym miejscu. Diego kuca na przeciwko mnie i delikatnie opiera swoje ciepłe dłonie na moich szczupłych udach. - Kochasz mnie? - To pytanie mnie zaskoczyło. Przez chwile myślałam, że żartuje, ale jego twarz nigdy nie była tak poważna.
- Co to za pytanie, kochanie. - oznajmiam chcąc podarować całus na jego policzku. Odpycha mnie.
- Zadałem pytanie, odpowiedz! - jest stanowczy i oschły, powoli moje serce nabiera takiego samego szybkiego bicia jak jego. Boję się, nie poznaje go.
- Tak. Kocham Cię. - potwierdzam bez żadnego trudu. Tego zawsze byłam pewna. Diego składa kilka gorących pocałunków na wewnętrznej stronie mojego uda. Przygryzam wargę.
- Dobrze, proszę przyrzeknij, że cokolwiek się stanie, wciąż będziesz mnie kochać. Będę się nienawidzić, jeśli przestaniesz. - z każdym jego słowem mój strach sięga zenitu. Co się dzieje.
- Diego, co Ty mówisz, co się dzieje... - szepcze próbując odnaleźć drogę do jego oczu, lecz on wciąż wpatruje się tylko w dół, w miejsce w którym złożył ostatni pocałunek na moim ciele. Powoli jego głowa unosi się w moją stronę. Widzę ponownie jego oczy. On płacze. - Dieg...
- Przyrzeknij Maria, proszę.  - szlocha. Nie wiem co robić, cała dygotam. Jestem świadkiem jak najważniejsza osoba w moim życiu się rozpada na milion kawałków. Łzy wypełniają moje oczy.
- Przyrzekam. - po chwili milczenia odważyłam się na to wyznanie. Jego dłoń delikatnie dotyka mojej. Zaplata nasze dłonie i pociera delikatnie swoim kciukiem o mój. Odwzajemniam to chcąc mu nadać pewności siebie, chcąc przekazać mu, że jestem przy nim. Diego odczytując moje myśli, przybliża twarz do mojej. Jego wilgotne usta przywlekają do mojej szyi. Składa na niej kolejne, tym razem jeszcze bardziej namiętne pocałunki. W ten sposób nagradza mnie za to, że mówię mu to co chce usłyszeć. Oddala się od mnie i spogląda na moją twarz. Wiem, że on widzi mój strach.
- Kochanie, skarbie już nigdy się nie zobaczymy. - no i stało się, łzy poleciały po całej mojej twarzy. Co on powiedział? Mój świat właśnie stanął w miejscu, moje oczy nie oczekują na zamknięcie powiek. Nie wierzę w słowa które wypowiedział. Nagle nie wiem dlaczego wypełnia mnie gniew, wściekłość. Mam ochotę rzucić się na niego, wykrzyczeć się w poduszkę. Zaciskam mocno dłonie.
- Nienawidzisz mnie. - szepczę. Mój głos nabiera głośności a ciało gwałtownie wstaje. Diego nie reaguje na to, jakby spodziewał się od dłuższego czasu takiej reakcji. Czy on to planował? Planował rozkochać mnie w sobie a potem nagle nie tłumacząc nic chciał mnie zostawić. - Jak możesz mi to mówić, co to znaczy! "Nigdy się nie zobaczymy", cholera co to ma znaczyć! Odpowiedz mi! - krzyczę w jego stronę, chodząc po pokoju. Koktajlowa sukienka nie wygląda już tak dobrze jak przed jego przybyciem. Zaczęłam wytykać jego błędy, a przed chwilą przyrzekałam mu, że nigdy nie przestane go darzyć miłością. - Dlaczego mi to robisz... Co ja Ci takiego zrobiłam. - Diego momentalnie wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie mocno za nadgarstki.
- Bo Cię kocham, kocham Cię najmocniej na świecie! Nigdy tak nikogo nie kochałem! - tlumaczy mi najgłośniej jak potrafi. Płaczę, nie mogę zatrzymać moich emocji.
- To dlatego chcesz mnie zostawić? Bo mnie kochasz? - pytam wywracając oczami. Łzy jedna po drugiej skraplają moje policzki. Nie oczekiwałam tak szybkiej odpowiedzi...
- Zrobiłem coś, za co mnie znienawidzisz! Nie możesz mnie znienawidzić, nie możesz! Wyjadę, do Hiszpanii, do Madrytu, nie zobaczysz mnie już nigdy, ale nie przestawaj mnie kochać! Proszę... - nie rozumiem jego słów. Nic nie rozumiem, nagle wszystko traci sens a Diego, daje mi swój ostatni pocałunek. Składa go na moich mokrych od łez wargach i wychodzi, rzucając kluczyki od domu na łóżko. Na pożegnanie szepczę tylko "Przepraszam". Nie mogę się pozbierać. Wciąż płaczę, nie mogę przestać. Upadam na ziemie, moje ciało nie było wstanie się utrzymać na nogach. Leżę na zimnej podłodze, otoczona swoimi łzami, w ten sposób zasypiam.

Budzę się. Jest późno. Spoglądam na zegarek, godzina 23.55. Za pięć dwunasta. Przez chwile myślę, że to wszystko to koszmar, ale klucze na pościeli uświadamiają mnie, że to wszystko działo się naprawdę. Chce zejść na dół, do mamy przytulić się,  opowiedzieć wszystko od początku do końca. Zbieram się z podłogi. Moja szyja zdrętwiała. Spoglądam w lusterko, nie, nie wyglądam dobrze. Postanawiam iść do rodziców, pewnie już śpią po powrocie z kajaków. To dziwne, że nie obudził mnie ich powrót. Schodzę po schodać, jest ciemno, ale z okien dobiegają niebieskie i czerwone światła. Drażnią moje oczy. Poznaje je, to policyjny samochód stoi przed moim domem. Pierwsza myśl to tylko jedno słowo, jedno imię, Diego. Zbiegam szybko po schodach, o mało co nie spadłam z trzech ostatnich stopni. Podbiegam do drzwi i otwieram je gwałtownym, mocnym ciągnięciem klamki. Nie zastaje zza drzwiami Diego. Trzech funkcjonariuszy przesłuchuje tatę. Mojego tatę. Co się stało. Podchodzę do taty. On na mój widok ociera łzy. Pierwszy raz widzę jak tata płacze. Moje serce znowu bije przerażająco szybko.
- Tato... - mój glos ponownie znajomo drży.
- Mama nie żyje.

Czuje znajome uczucie, moje ciało znowu opada na ziemie. W tamtym momencie już nie chce się obudzić...

________________________________________________
TO CO TU OPISAŁAM TO TAKIE PSYCHO, ŻE AŻ PSYCHO.
Przepraszam Was za zniszczenie waszych serc i w ogóle, ale napisałam  rozdział. Pod względem literackim i ogólnie jestem z niego zadowolona, napisałam coś bardzo dramatycznego, więc moim względem to krok do przodu. Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i uwierzcie, że nie będzie dalej tak źle jak dziś. Wszystko się ułoży a następny rozdział będzie o wiele szybciej. Odnalazłam wenę. Dziękuję za wiele pytan dotyczących daty rozdziału. Jest on dziś i mam nadzieje, że się cieszycie. Czekam na komentarze, kocham Was mocno. Papa! ~ Lika.

5 komentarzy:

  1. W końcu! Świetny rozdział. Powiem tyle: opłacało mi się spakować na asku "kiedy rozdział". 😘😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziękuję, haha. Tak, opłacało się. Miło mi, że komuś zależy wciąż na czytaniu tego co pisze. Dziękuję najmocniej za wszystko. Przesyłam buziaki, papa. x

      Usuń
  2. Cudowny rozdział, i nie mogę uwierzyć że tak długo cię tutaj nie było, grr co zrobił Diego? Boże daj mi kolejny rozdział xx ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i przepraszam za moją nieobecność. :( Ohh, dowiesz się co zrobił, już niebawem, będą grali w otwarte karty, ale więcej nie powiem! Dziękuję za miły komentarz, kolejny rozdział już blisko! Buziak.

      Usuń
    2. Aww, uwielbiam,i mam nadzieję, że on nie zabił jej mamy, ale chyba nie haha,i ewh mam nadzieję że będą ze sobą a jakbyś miała czas, zapraszam na mojego bloga, xx

      Usuń